Fot. TerraLeona
Białe złoto, platyna z dodatkiem szlachetnych diamentów, rubinów czy hodowanych pereł… Takie świecidełka mogą kosztować nawet miliony dolarów, więc mało kogo na nie stać. Kto lubi oryginalność, styl i ceni pracę ludzkich rąk, niech wybierze biżuterię robioną ręcznie. Podobnie z innymi przedmiotami. Po co wydawać fortunę na superdrogie dodatki, skoro można mieć w domu np. niepowtarzalne krzesło? O urokach rękodzielnictwa rozmawiamy z Aśką, współzałożycielką powstałej w 2009 roku firmy TerraLeona.
Czy przy robieniu biżuterii są potrzebne specjalne umiejętności?
– Niekoniecznie. Ważne, by osoba, która chce się tym zajmować, miała wyobraźnię, żeby bez problemu potrafiła wymyślić, jak ciekawie przekształcić dany przedmiot. No i musi mieć choćby minimalne zdolności manualne. Poza tym powinna zaopatrzyć się w niezbędne narzędzia – wystarczą różnego rodzaju szczypczyki, zaciski itp.
Taką firmę jak TerraLeona można prowadzić w pojedynkę?
– Na pewno. Odrobina dobrych chęci i możesz zacząć działać. My akurat z mężem prowadzimy firmę razem, bo we dwójkę jest zdecydowanie łatwiej i przyjemniej.
Rozumiem, że dzielicie się obowiązkami?
– Jestem kobietą, która umie używać hebla, wiertarki i innych narzędzi, więc obowiązki dzielimy równo między siebie. Oczywiście tam, gdzie trzeba użyć siły, wkracza mój mąż (śmiech), ale poza tym nie ma między nami różnicy. No może biżuteria jest bardziej moją działką, natomiast przedmiotami ceramicznymi zajmuje się mąż.
No właśnie, jakie produkty wychodzą spod waszej ręki? Bo nie tylko biżuterią się zajmujecie…
– Przede wszystkim robimy ogrody, bo TerraLeona powstała z myślą o zakładaniu ogrodów, pielęgnacji… Zawsze jednak lubiliśmy robić coś z niczego, czyli remontować stare rzeczy, odkrywać przedmioty po raz drugi, no i rękodzieło. Nie tylko wykorzystujemy to, co stare i nieprzydatne, ale też tworzymy zupełnie nowe rzeczy – ceramikę, biżuterię, itd.Jeśli chodzi o ceramikę, jesteśmy w stanie zrobić dosłownie wszystko: od naczyń przez ozdoby do ceramiki użytkowej. Tak samo z biżuterią – guziki, broszki i wszelkie inne dodatki. Tak naprawdę ogranicza nas jedynie wyobraźnia czy konkretne wymagania klienta. Nasz główny cel to praca w drewnie, bo to bardzo wdzięczny materiał, który łatwo pozyskać choćby z nieużywanych mebli, desek podłogowych czy krokwi dachowych. Często dodajemy rzeczy, które przypadkowo znaleźliśmy: stare klamerki, ręcznie robione guziki, sprężynki, śrubki… Tak naprawdę wszystko może dać fajny efekt, w zależności od wykorzystania. Krzesła, stoliki, tacki, sztućce, świeczniki mogą powstać nawet ze starych nóg od stołu. Kiedyś na przykład zrobiliśmy kuchnię w całości z odpadów pobudowlanych!
To, co wykonacie, zaraz ląduje na waszej stronie internetowej?
– Nie, na stronie jest głównie biżuteria. Szukamy klienta, który potrzebuje konkretnych rzeczy na zamówienie, robionych pod jego indywidualne wymagania. Akurat biżuteria podoba się tylu osobom, że mamy pewność, że znajdzie się odbiorca, dlatego wrzucamy ją na stronę. Niestety, często nasze projekty były kopiowane przez konkurencję, więc szachowanie pomysłami zostawiamy na konkretną rozmowę z klientem.
Jak w takim razie sprzedawać rękodzieło?
– Tu najlepiej działa poczta pantoflowa i przede wszystkim rynek lokalny. Znajomi wiedzą, co robisz, więc polecają cię ludziom. Ludziom to się podoba, więc polecają cię kolejnym, i tak to idzie. Oczywiście Internet, a konkretnie specjalistyczne strony stworzone dla rękodzielników, no i własna strona. Bardzo ważne są również targi, bazarki, różnego rodzaju imprezy sprzedażowe. To świetna okazja nie tylko do sprzedaży produktów, ale też reklamowania własnej marki. Dobrym rozwiązaniem są też galerie stacjonarne.
Skąd dowiadujesz się o targach lub o tym, że akurat otwiera się galeria?
– Na facebooku jest mnóstwo stron poświęconych rękodziełu. Ludzie z całej Polski wymieniają się informacjami o zbliżających się targach. Wystarczy w wyszukiwarkę wpisać „rękodzieło” lub „handmade” i wyskakuje mnóstwo grup.
Czy z rękodzieła można się utrzymać?
– Na pewno jest taka szansa, jeśli ktoś ma wyrobioną markę i jest w stanie trafić do bogatego nabywcy. Jeśli trafiasz do przeciętnego odbiorcy, nie jesteś w stanie się utrzymać tylko ze sprzedaży kolczyków, ceramiki czy szycia. Jeśli chcesz mieć bogatą ofertę, potrzebujesz bardzo dużo czasu. Najwięcej zajmuje sama praca koncepcyjna. Dla nas najlepszy czas to jesień-zima, kiedy mija sezon ogrodowy i zajmujemy się tylko rękodzielnictwem. Wiosna-lato z kolei to czas wieczornego „dłubania”, tworzenia produktów. Można oczywiście np. robieniem biżuterii zajmować się tylko wieczorem, a w dzień uprawiać działkę czy po prostu pracować. Łatwiej jest na pewno, gdy ma się dobrze przygotowany warsztat, w którym niczego nie brakuje. Ale ludzie różnie sobie radzą. Moja koleżanka szyje zabawki dla dzieci i robi to w kuchni swojego małego mieszkania, bo nie stać jej na wynajęcie pracowni.
Czym się różni taka praca jak wasza od pracy na etacie?
– Wszystkie projekty, materiały, rozwiązania są nasze, produkty robimy własnymi rękami. To daje ogromną satysfakcję i radość. Nie zamieniłabym tej pracy na żaden etat, mimo mniejszej płacy i pewnego ryzyka. Przede wszystkim mam święty spokój, co pozwala mi cieszyć się życiem, dostrzegać piękno przyrody. To, co robię, podoba się ludziom, nikogo nie okradam, nie okłamuję, nie jestem pijawką, która tylko patrzy, żeby wydrzeć komuś ostatni grosz. Możliwość decydowania o sobie i robienie tego, co się chce, to rzeczy bezcenne.
Kto głównie kupuje rękodzieło?
– Nigdy nie jesteś w stanie przewidzieć, kto się zainteresuje rzeczami robionymi ręcznie. Wielokrotnie było to dla mnie zaskoczeniem. Na przykład ludzie niezamożni często przychodzą i doceniają jakość naszych produktów i kupują je, mimo że jest to dla nich znaczny wydatek. Teraz w ogóle jest moda na kupowanie rękodzieła. Zakładając, że nikt nie kopiuje tego, co robię, jestem w stanie zapewnić moim klientom produkt niepowtarzalny, wykonany w jednym egzemplarzu. Kolczyki, które kupi u mnie klientka, będą jedyne w swoim rodzaju. No i zapłaci za nie o wiele mniej niż u jubilera.
Wasi sąsiedzi też u Was kupują?
– Bardzo często. Sąsiedzi lub sąsiedzi sąsiadów przychodzą i mówią: „Nie macie może czegoś fajnego, bo moja żona ma urodziny i chciałbym jej podarować coś oryginalnego?”. Albo moje koleżanki zawsze chcą, żebym im robiła prezenty, bo idą na urodziny. To na pewno pogłębia relacje międzyludzkie, bo sąsiadki przychodzą do nas na oglądanie naszych wyrobów albo my idziemy do nich.
A Ty? Kupujesz rzeczy robione ręcznie?
– Zwykle wszystko robię sobie sama. (śmiech) Oczywiście są rzeczy, których nie jestem w stanie wykonać. Jeśli mam okazję np. kupić kolczyki stylizowane na wczesne średniowiecze – bo takie najbardziej lubię – to oczywiście kupuję bez wahania.
Rozmawiał Mateusz Śmigielski