Fot. Bartosz Nowacki
Czasy niestety mamy takie, że większości z nas przed emeryturą coraz trudniej znaleźć czas na samodzielne robienie przetworów na zimę. To wielka strata, z którą nie wolno się godzić. Są bowiem genialne przepisy, pozwalające uzyskać wspaniałe przetwory stosunkowo łatwo i szybko. Należy do nich przepis na konfiturę z truskawek, który odkryłem dwa lata temu. Wysiłek i nakład pracy jest niewielki, a efekt rewelacyjny.
Bartosz Nowacki
Nie jestem kucharzem (raczej kuchcikiem i pomywaczem), nie piekę, i rzadko robię przetwory, bo brakuje mi na to czasu. Ale lubię w niedzielę lub w wakacje zjeść na śniadanie świeżą bułkę z masłem i dobrą konfiturą. A wybór przetworów w sklepach z reguły jest przeciętny i trudno się czymś zachwycić. Dlatego postanowiłem wypróbować polecany przepis na konfiturę truskawkową.
Lubię świeże truskawki ale nigdy nie przepadałem za dżemami lub konfiturami z truskawek – zwykle są dla mnie zbyt słodkie, zdecydowanie wolę przetwory z owoców bardziej kwaśnych: czerwonych porzeczek, agrestu, rabarbaru. W przepisie przekonało mnie zatem to, że do truskawek dodaje się sporo soku z cytryny. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, gdyż konfitura nabrała niepowtarzalnego, delikatnie kwaskowatego smaku.
Przygotowałem konfiturę z 5 kg dojrzałych truskawek, dodałem 2 kg cukru (zdrowszy jest trzcinowy) i wycisnąłem 4 cytryny. Truskawki należy umyć, odsączyć i pozbawić szypułek. Po przesypaniu owoców do dużej misy dodajemy cukier – owoce zaczynają puszczać sok – i wyciskamy cytryny. Wyciśnięte cytryny można dodać do zacieru, muszą być jednak wtedy starannie umyte i najlepiej sparzone wrzątkiem, gdyż ich skórki są nasączone chemikaliami, zapobiegającymi psuciu się. Jeśli ktoś lubi aromat cytryny, warto zetrzeć na drobnej tarce nieco cytrynowej skórki i także ją domieszać – wtedy truskawki wchłoną więcej cytrynowego aromatu. Podobnie – jeśli ktoś lubi – można wycisnąć i dodać także, np. zamiast jednej cytryny, 2-3 limonki. Tak przygotowany zacier odstawiamy na kilka godzin (najlepiej na całą noc) do lodówki.
Rano wyjmujemy cytryny (i ewentualnie limonki), przelewamy zacier do dużego garnka i zaczynamy gotować na niewielkim ogniu. Garnek powinien być szeroki, wtedy konfitura szybciej odparuje.
Ponieważ konfitura będzie kipieć, owocowa pulpa nie powinna wypełniać garnka bardziej niż w ¾. Gdy cukier rozpuści się całkowicie, zwiększamy ogień, by konfitura zaczęła bulgotać, łyżką cedzakową zbieramy pianę i mieszamy konfiturę, by się nie przypaliła. To pierwsze gotowanie powinno trwać 30-40 minut.
Następnie odstawiamy konfiturę, by ostygła, na przykład do wieczora. Gotowanie/przysmażanie powtarzamy jeszcze trzykrotnie (np. wieczorem, rano i wieczorem), przez około 15 min – można to zatem robić niejako przy okazji w czasie śniadania i kolacji.
Po czterech cyklach gotowania/smażenia gotowa konfitura robi się dość ciemna i gęsta.
Po ostatnim gotowaniu wrzącą konfiturę przekładamy do przygotowanych (zdezynfekowanych lub wygotowanych lub wyprażonych) słoików.
Całkiem sprawnie można to zrobić średniej wielkości chochlą. Lejek nie był potrzebny. Starannie zakręcamy słoiki i odstawiamy do ostudzenia. Jeśli w trakcie napełniania trochę konfitury pocieknie po bokach, słoiczek – a zwłaszcza jego gwint – trzeba przetrzeć gazą zwilżoną spirytusem.
Gdy chcemy przechowywać konfiturę bardzo długo, po zakręceniu słoiki możemy poddać pasteryzacji w garnku z wrzątkiem. Konfitury są jednak tak dobre, że nie ma szans, by przetrwały w spiżarni dłużej niż kilka miesięcy. Chyba, że ktoś ma zamiar uruchomić produkcję masową.