Fot. Szczepan Rachwał
Najczęściej mamy tak, że pasją zarażamy się niczym chorobą. Do naszych zmysłów i wyobraźni najlepiej przemawiają inspirujące prace innych. Dlatego szczerze namawiamy do odwiedzenia bloga snycerza i artysty Szczepana Rachwała, który nie tylko na naszych oczach wyczarowuje z drewna piękne przedmioty, lecz także w pasjonujący i poetycki sposób o tym pisze. A przy tym chętnie dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem.
Snycerstwo należy do najstarszych dziedzin sztuki zdobniczej. Zależnie od poziomu umiejętności, ambicji i indywidualnego charakteru dzieł, snycerzy można uważać za rzemieślników lub artystów. W snycerce zachwycające jest jednak głównie to, że po opanowaniu podstawowych technik i nabraniu wprawy, można wybierać spośród wielu różnych stylów i specjalności – jeden woli bowiem ozdabiać przedmioty codziennego użytku, inny tworzyć zupełnie niepraktyczne ale unikatowe i piękne „dzieła sztuki”. Tak czy inaczej poprzez snycerkę można wyrazić siebie. Na pewno jest to rzemiosło idealnie nadające się na hobby dla zestresowanego pracownika korporacji lub urzędu, który dla własnego zdrowia od czasu do czasu powinien zająć się pracą własnych rąk, pozwalającą całkowicie oczyścić umysł. Dające olbrzymią satysfakcję.
Na ile snycerka potrafi opanować myśli pasjonującej się nią osoby, pokazuje przykład Szczepana Rachwała, który przygodę z rzeźbieniem rozpoczął w liceum plastycznym, od tej pory stale rozwija swoje umiejętności i jest na dobrej drodze, by stać mistrzem w tym fachu. Zdjęcia jego prac oraz cenne porady dla początkujących snycerzy – także w formie filmów instruktażowych – można znaleźć na jego stronie internetowej szczepansnycerz.pl. Na wstępie autor pisze o sobie, że nie jest artystą tylko rzemieślnikiem. Trochę mu nie wierzę. Nie chodzi nawet o to, że każde dzieło jego rąk uważam za wybitne dzieło sztuki. Rzecz w tym, że jak na zwykłego rzemieślnika trochę za dużo myśli i filozofuje, i to nie tylko o robocie. A w dodatku przemyślenia te regularnie zapisuje na swoim blogu. Oto mała próbka:
Świat po przebudzeniu jakby spał. Za oknem mgła. Ciepła, gorzka herbata na rozbudzenie ciała, bo umysł już tworzy. Świeże spojrzenie na wszystko dookoła. Niby nic się nie zmieniło przez noc, ale jakby spokojniej. Do pierwszego potknięcia. Krocząc po zaczarowanym parkiecie. Tu skrzypi, tam pęka. W sumie może, to dąb. Jego przyjaźń z lakierem trwa już chyba zbyt długo. Miejscami daje się to zauważyć.
Jaki ma to związek z rzeźbieniem, tworzeniem? Ogromny. Jest to część procesu, który dzieje się momentami poza wyobrażeniem. Czasem „coś” nas dotyka, trąca, zaczepia. Od nas zależy, czy się odwrócimy i za „tym” pójdziemy. Czy też, krocząc dalej przed siebie, rzucimy tylko wymijające spojrzenie. Co pozwala mi tak twierdzić? Na jakiej podstawie mogę „rzucać” takie przemyślenia?
Po prostu mogę. Tak jak mogę stworzyć wizję w głowie, by następnie narysować projekt i go wyrzeźbić.
Czy Waszym zdaniem zwykły rzemieślnik pisze coś takiego?
Oczywiście nie wszystkie wpisy są równie filozoficzne. Większość z nich pokazuje proces wymyślania, projektowania i kolejne etapy wykonywania poszczególnych prac. Na stronie znajdziemy także osobną zakładkę z filmowymi lekcjami snycerstwa – to bezcenna pomoc dla tych, którzy chcieliby nauczyć się podstawowych technik rzeźbienia w drewnie.
Moim zdaniem blog Szczepana Rachwała to doskonałe miejsce, by zarazić się pasją rzeźbienia w drewnie. Polecam!
Wykorzystując okazję zadaliśmy Szczepanowi Rachwałowi kilka pytań o to, jak zacząć swoją przygodę ze snycerstwem.
hobbydom.pl: Czy aby zająć się snycerką trzeba skończyć jakiś kurs, czy zacząć może także absolutny amator?
Szczepan Rachwał: Trudno mówić tutaj o absolutnym amatorze. Bo jeśli ktoś trzymał w ręce jakiekolwiek dłuto, ma już podstawy by rzeźbić. Jeśli natomiast nie trzymał jeszcze dłuta, to skąd w nim fascynacja snycerstwem, chęć rzeźbienia? Kurs czy też szkolenie może rzucić więcej światła na zagadnienie snycerstwa. Jednak to sama praca z drewnem pokazuje dopiero skalę możliwości. Z racji, że wszelakie kursy nie są tanie, radziłbym obrać taką drogę: 1. Zakupić 3 dłuta – koszt około 120 zł. 2. Obejrzeć filmy instruktażowe, poczytać poradniki. 3. Spróbować swoich sił. 4. Udać się na kurs, szkolenie. W punkcie 3. może się jednak okazać, że żadna pomoc szkoleniowa nie jest potrzebna. Wtedy należy pominąć punkt 4. To wszystko.
Jakie rady dałby Pan komuś, kto ma zamiar zacząć uczyć się amatorsko snycerstwa? Od czego zacząć, o czym koniecznie pamiętać?
Przede wszystkim należy powiedzieć o zasadach bezpieczeństwa. Jest to bardzo ważna kwestia, niestety często pomijana, lub traktowana za coś błahego. A prawda jest taka, że prawie każde zacięcie dłutem wymaga interwencji chirurga. Z racji bardzo ostrej stali, narzędzia te z łatwością rozcinają skórę i niejednokrotnie zatrzymują się dopiero na kości. Trzeba zatem zadać sobie pytanie, kiedy powstaje ryzyko i jak je zminimalizować. Moim zdaniem należy przestrzegać trzech podstawowych zasad:
- Nie pchaj dłuta po materiale jedną ręką.
Każda siła, którą chce się kontrolować, potrzebuje asekuracji w postaci hamulca. Tutaj tym hamulcem jest ręka. Przypuszczam, że nie ma idealnego układu dłoni, który zapewniłby pracę bezpieczną w 100%. Dla mnie najodpowiedniejszym sposobem trzymania dłuta jest pozycja: lewa dłoń obejmuje dłuto mniej więcej w połowie, spoczywa zarówno na rękojeści jak i na stali. Trzymanie narzędzia w ten sposób zapewnia coś w rodzaju równowagi. Ręka nie jest za daleko od rękojeści, ani za blisko ostrza. Prawa ręka natomiast zostaje przyłożona do odsłoniętej części rękojeści, popychając bądź uderzając w nią, nadaje dłutu ruch. Co ciekawe, najbezpieczniejszym sposobem pracy jest korzystanie z pobijaka cały czas! Bardzo łatwo to wytłumaczyć prostym przykładem. Usiądź przy gładkim stole i postaw na nim pustą szklankę. Twoim zadaniem jest popchnięcie szklanki tak, by znalazła się na krawędzi stołu, lecz z niego nie spadła. Zrobisz to jednym mocnym pchnięciem, czy kilkoma słabszymi? Oczywiście że większą asekurację da drugi sposób. Tak samo ma się to w rzeźbieniu. Trzymając dłuto lewą ręką, pobijać rękojeść małym pobijakiem, nadając dłutu kontrolowane posunięcie o daną odległość i głębokość. Zależnie od użytej siły, będzie się ono przesuwać o 2 centymetry, albo 2 milimetry. Mocne pchanie dłuta jest ryzykowne, gdyż nie można przewidzieć czy drewno za chwilę nie okaże się miękkie i siła jaką wkładamy w prowadzenie nie spowoduje pchnięcia dłuta o 10 centymetrów za daleko, gdyż nie ma możliwości wyhamowania w jednej chwili.
Wszystko zależne jest od opracowywanego motywu. Gruby materiał będzie zbierany przy użyciu dużego pobijaka. Samo rzeźbienie odbywać się będzie z małym pobijakiem, bądź też poprzez pchanie ręką. Nie ma tutaj ustalonej reguły. Każdy z czasem wypracowuje sobie własny sposób pracy, i wie kiedy lepiej będzie mu pracować z pobijakiem, a kiedy bez.
- Nie trzymaj ręki na drodze dłuta.
Może się zdarzyć podczas rzeźbienia płaskorzeźby, że dłuto będzie prowadzone jedną ręką. Na pewno się to zdarzy, wiem z doświadczenia. Należy wtedy unikać układu rąk, gdy jedna z dłoni znajduje się przed dłutem, czy też na jego drodze. Chodzi o to co pisałem w pierwszym punkcie. Nie wiadomo, czy drewno nie okaże się bardziej miękkie w danym miejscu, czy się nie wykruszy. W takiej sytuacji dłuto z całą siłą jaką wkładamy w jego pracę, „wyskakuje” z materiału i leci przed siebie. Nie ma mowy o wyhamowaniu. Jedyna rzecz jaka stoi na jego przeszkodzie to leżąca przed nim dłoń. Obrażenia zazwyczaj są dotkliwe. Dlatego też, należy unikać nawyku przytrzymywania drewna ręką, jak i podpierania się podczas pracy na blacie.
- Nie ciągnij dłuta po materiale w swoją stronę.
Kolejnym sposobem pracy stwarzającym zagrożenie, jest ciągnięcie narzędzia do siebie. Podczas pracy z materiałem o dużej powierzchni, częste obracanie go może stawać się uciążliwe. Dlatego zdarza się, że dla jednego zacięcia z przeciwnego kierunku nie „opłaca” się poruszać całego materiału. Najlepiej jest przygotować miejsce do pracy w taki sposób, aby mieć dojście do warsztatu z każdej strony. Wtedy można bez problemu podejść rzeźbę, bez konieczności wkładania siły w ustawianie jej pozycji sprzyjającej obróbce. Gdy jednak warunki nie pozwalają na przygotowanie stanowiska w podany wyżej sposób, można nieco nagiąć tą zasadę, pamiętając o zachowaniu ostrożności. Jeśli już muszę podejść dłutem w swoją stronę ciągnąc je ku sobie, kładę obydwie ręce na obrabianym materiale tak, bym wspierał się na swych przedramionach. Wtedy, masa mojego ciała dociska ręce do warsztatu uniemożliwiając im niekontrolowane przesunięcie się, a dłuto ma możliwość pracy w zakresie ruchu jaki dają moje nadgarstki. Patrząc od góry, prawidłowy układ rąk powinien tworzyć raczej kąt ostry. W taki sposób można również pracować z pobijakiem. Pamiętając, by ręka trzymająca dłuto spoczywała na rzeźbie, natomiast druga ręka z pobijakiem, poprzez uderzenia, wprawiała dłuto w ruch.
Przedstawione wyżej zasady wynikają z mojej obserwacji. Wydaje mi się, że są one bardzo pomocne na początku nauki rzeźbienia, gdyż stosując się do nich, jak na razie nie zdarzyło mi się zranić dłutem podczas pracy. Z upływem czasu, zdobywanym doświadczeniem, każdy zaczyna wypracowywać własny styl rzeźbienia.
Jakie trzeba mieć na początek minimalne wyposażenie, narzędzia, żeby dało się coś sensownego zrobić?
Posiłkując się grafiką ze strony dluta.pl, wybrałem profile 5 podstawowych dłut. Jeśli chodzi o szerokości, dobrze jest posiadać każde dłuto (z wyjątkiem „V”), o szerokościach +/– 16 mm oraz +/– 4 mm. Szersze dłuta pozwolą na wstępną obróbkę materiału, wąskie natomiast na dopracowanie detali. Jest to zestaw, który pozwoli na w miarę swobodne rzeźbienie. Jeśli ktoś natomiast chce jedynie spróbować się „pobawić” dłutami. Można pominąć profil: 6 i 11. Do zestawu można dołączyć jeszcze nożyk snycerski i gumowy pobijak.